Syndyk Marcin Krzemiński WMKN – upadłości bez oddłużenia, zadłużanie upadłych i szczucie policją

2 marca 2024

Syndyk Marcin Krzemiński – Kancelaria Prawnicza Wspólnicy Malecha Krzemiński Noga

Małżeństwo kanonistów kościelnych syndykami Suwerennej Polski – Marcin Krzemiński i Jolanta Ogorzałek-Krzemińska

Syndyk Marcin Krzemiński to kanonista kościelny, który z nadania układu Solidarnej Polski jest obecnie głównym egzekutorem odpowiedzialnym za przejmowanie majątków. Pochodzi z Aleksandrowa Kujawskiego – maleńkiego miasteczka na Kujawach. Prawdopodobnie dzięki powiązaniom z katolicką sektą Opus Dei, do której należą szefowie Suwerennej Polski, kanonista kościelny Marcin Krzemiński oraz jego żona Jolanta Ogorzałek-Krzemińska (również kanonista kościelny) zostali namaszczeni na monopolistów wywłaszczeniowych układu w Warszawie i okolicach. Oboje zarządzają masą upadłościową w 129 postępowaniach, podczas gdy inni syndycy mają maksymalnie po kilka takich postępowań.

Krzemińskim pomaga 14 młodych prawników z układu. Kiedyś było ich 26 ale pod koniec rządów PiS-u i Suwerennej Polski młodzi prawnicy zaczęli masowo uciekać z „pracy” u Marcina Krzemińskiego. Ci którzy zostali działają w ramach Kancelarii Prawniczej Wspólnicy Malecha Krzemiński Noga WMKN, która mieści się tuż obok Ministerstwa Sprawiedliwości. W czasach Zbigniewa Ziobro WMKN była nadzwyczaj ściśle nadzorowana przez układ Suwerennej Polski, a Marcin Krzemiński był stałym bywalcem w gabinecie Ziobry. Poniżej przedstawiam jak bezwzględnie i z podeptaniem wszelkiego prawa działa syndyk Marcin Krzemiński na konkretnym przykładzie postępowania upadłościowego mojej byłej żony.

Współpraca syndyka Marcina Krzemińskiego z komornikami przy przejęciach nieruchomości

Moja była żona została namówiona przez komornika Renatę Delert i jej asesora Wojciecha Kresę do ogłoszenia upadłości. Jej upadłość była dla układu atrakcyjna, bo można było w niej przejąć nowe mieszkanie będące we współwłasności mojej i byłej żony. Postępowanie dostał więc naczelny egzekutor układu – syndyk Marcin Krzemiński. Potem we współpracy z komornikiem Wojciechem Kresą próbował przejąć i spieniężyć to mieszkanie. Współpraca syndyka z komornikiem to piekielnie cwana metoda przejmowania nieruchomości należących do rozwiedzionych małżonków.

Syndyk Marcin Krzemiński z Kancelarii WMKN Wspólnicy Malecha Krzemiński Noga
Syndyk kościelny Marcin Krzemiński

Byli małżonkowie po rozwodzie są zwykle ze sobą skonfliktowani i nie mogą razem mieszkać. Jedno z nich się wyprowadza, a drugie zostaje we wspólnym mieszkaniu. Najczęściej ewakuuje się kobieta wraz z dziećmi, a w mieszkaniu zostaje mąż. Wtedy dopada go sędzia od alimentów i nakłada obowiązek alimentacyjny na uprowadzone przez żonę dzieci. Alimenty nakładane przez sędziego kasty są zawyżane tak by ojciec dzieci nie był w stanie ich regulować. Nakłada się je w taki sposób aby były wymagalne zanim jeszcze ojciec dowie się o obowiązku alimentacyjnym. Dokładnie w taki sposób nałożyła na mnie alimenty sędzia Małgorzata Sachajczuk Puławska z Sądu Okręgowego Warszawa Praga.

Równocześnie z postanowieniem o alimentach kobieta otrzymuje tytuł egzekucyjny, z którym może pójść do komornika. Dzięki temu ojciec dzieci staje się natychmiast dłużnikiem alimentacyjnym z komornikiem na karku. Alimenty są zawyżone więc ojciec płaci je tylko częściowo i dług narasta. Komornik dopisuje do tego swoje koszty, kary, prowizje i odsetki. Po pewnym czasie, jak uzbiera się większy dług, komornik może przystąpić do egzekucji z połowy mieszkania należącej do dłużnika. W tym celu nakłania alimenciarę by zleciła mu egzekucję z nieruchomości, w której panoszy się jej były mąż. Połowy mieszkania komornik sprzedać nie da rady więc równocześnie nakłania kobietę do ucieczki od spłacania kredytu hipotecznego poprzez ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Upadłość konsumencka pozwala na wkroczenie syndyka układu i przejęcie drugiej połowy mieszkania.

W efekcie komornik zabiera połowę nieruchomości należącą do ojca dzieci, a syndyk układu drugą połowę należącą do ich matki. Mamy więc całość nieruchomości w rękach układu. Teraz można to sprzedać nawet za 20% ceny podstawionym ludziom. Wystarczy, że dyżurny rzeczoznawca układu (np. Zbigniew Marczyk lub Kiejstut Pacowski ) zaniży wycenę nieruchomości, a syndyk postanowi sprzedać swoją część po każdej cenie i w drugim terminie licytacji mamy już nieruchomość za 20% ceny. Syndyk może sprzedawać za ile chce, jeżeli tylko zaakceptuje to sędzia komisarz. Mieszkanie trafia do ludzi układu, a pozyskane na sprzedaży środki finansowe wypłacane są jako wynagrodzenia, koszty, prowizje, odsetki komornika, syndyka, rzeczoznawców i innych funkcjonariuszy układu. Na koniec jeszcze jakieś pieniądze na odczepnego dostaje upadła. Finalnie ojciec dzieci trafia na ulicę i przestaje płacić alimenty w ogóle. W ten sposób bogaci się na ludzkich tragediach układ i tak właśnie było to realizowane w moim przypadku przez komornika Renatę Delert, jej asesora Wojciecha Kresę i syndyka Marcina Krzemińskiego z kancelarii Wspólnicy Malecha Krzemiński Noga – WMKN.

XIX Wydział Gospodarczy Upadłościowy Sądu Rejonowego m.st. Warszawy i wpychanie w upadłość

Sprawa upadłości mojej byłej żony prowadzona była w XIX Wydziale Gospodarczym Upadłościowym Sądu Rejonowego m.st. Warszawy. Jej upadłość była delikatnie rzecz ujmując mocno naciągana. Moja była żona formalnie nie miała żadnych długów, a mimo to wepchnęli ją w procedurę upadłościową. Nie miała komornika ani nawet nie toczyło się wobec niej żadne postępowanie sądowe, w którym wydano by jakikolwiek tytuł egzekucyjny. Miała mocno wątpliwą sprawę o dług hipoteczny ale sprawa nie była nawet jeszcze wszczęta sądownie, nie mówiąc już o ewentualnej egzekucji. Po prostu wmówili jej konieczność spłaty długów poprzez upadłość.

Syndyk Marcin Krzemiński ukrywa przed wierzycielami upadłość ich dłużnika

O upadłości mojej byłej żony syndyk Marcin Krzemiński nie powiadomił mnie w ogóle jako potencjalnego wierzyciela. W sytuacji gdy pomiędzy upadłą a jej mężem istnieje niepodzielony majątek, mąż staje się jej istotnym wierzycielem. Krzemiński stosuje zasadę nie powiadamiania wierzycieli o upadłości po to by nie zgłaszali swoich wierzytelności uszczuplających zyski układu na sprzedaży składników masy upadłości. Jest to niezgodne z prawem upadłościowym, gdyż na początku każdego postępowania upadłościowego syndyk ma obowiązek powiadomić wszystkich znanych i potencjalnych wierzycieli o ogłoszeniu upadłości dłużnika i wezwać ich do zgłaszania wierzytelności.

Ja o fakcie ogłoszenia przez byłą żonę upadłości dowiedziałem się całkowicie przypadkowo i od razu skontaktowałem się z syndykiem Marcinem Krzemińskim. Dopiero po tym telefonie otrzymałem od niego pismo informujące o jej upadłości. Otrzymałem je dopiero 4 miesiące od ogłoszenia upadłości.

Bezprawne wpisy w księgach wieczystych

Aby zaliczyć do masy upadłości fragment mieszkania pozostającego we współwłasności małżonków należy dokładnie ustalić jaki jest to fragment mieszkania. Potrzebny jest do tego podział majątku wspólnego. W moim przypadku układ był w stanie to ominąć i dokonali podziału nieruchomości w księdze wieczystej bez żadnego postanowienia sądu!

Dokonali tego dzięki swoim ludziom z IX Wydziału Ksiąg Wieczystych Sądu Rejonowego Warszawa Mokotów. Mają tam swojego referendarza Magdalenę Chaber (w biurze syndyka Marcina Krzemińskiego pracuje Anna Chaber). Referendarz Magdalena Chaber zmodyfikowała wpisy w księdze wieczystej w mocno podejrzanych okolicznościach. Najpierw bezprawnie i bez żadnego postanowienia sądu dokonano w księgach wieczystych nieruchomości krzywdzącego mnie podziału. Godzinę od tego wpisu w księdze wieczystej mieszkania pojawiło się ostrzeżenie o wszczęciu egzekucji, które to formalnie otwiera komornikowi i syndykowi drogę do przejęcia i sprzedaży całości mieszkania. Takiej manipulacji zapisami w księdze wieczystej nieruchomości dokonała starszy referendarz Magdalena Chaber.

W normalnych warunkach podział nieruchomości w księgach wieczystych powinien poprzedzać podział majątku. Potem powinni zostać powiadomieni właściciele nieruchomości o zmianie ich udziałów, a dopiero na koniec komornik może dokonać wpisu ostrzeżenia o egzekucji. Cała procedura powinna więc trwać kilka tygodni, a nawet kilka miesięcy jeżeli uwzględnić czas jaki zwykle mija od momentu złożenia wniosku o wpis do księgi do momentu jego dokonania. W moim przypadku starszy referendarz Magdalena Chaber dokonała wszystkich wpisów w przeciągu jednej godziny! Dzięki podziałowi mieszkania w księdze wieczystej, układ otworzył sobie drogę do przejęcia mojej nieruchomości metodą na komornika z syndykiem.

Zaskarżyłem powyższe modyfikacje wpisów w księdze wieczystej ale moje zaskarżenie przejęła i oddaliła sędzia Grażyna Kobuszewska-Boniecka znana chociażby z tego, że podobno przekazywała całe kamienice do przejęcia na podstawie zwykłych świstków z ratusza – tzw. afera reprywatyzacyjna. 

Złożyłem apelację od postanowień referendarz Magdaleny Chaber i sędzi Grażyny Kobuszewskiej-Bonieckiej. Moja apelacja mieściła się dosłownie na dwóch stronach, gdyż sprawa była ewidentna. Apelację wygrałem przed trzyosobowym składem Sądu Okręgowego w Warszawie. Sąd w uzasadnieniu wyroku nie zostawił dosłownie suchej nitki na postanowieniach referendarz Magdaleny Chaber i sędzi Grażyny Kobuszewskiej-Bonieckiej. W efekcie sędzia Grażyna Kobuszewska-Boniecka musiała wykreślić z księgi wieczystej swoje bezprawne wpisy o podziale nieruchomości.

Komornik Wojciech Kresa i syndyk Marcin Krzemiński nie dali rady przejąć mojej nieruchomości. Należy jednak pamiętać, że ja mam sporą wiedzę prawną i jestem dosyć obyty z przekrętami kasty. Ktoś inny na moim miejscu kompletnie pogubiłby się w tym wszystkim i dokładnie na to oni liczą. Przyjmują założenia, że robiony figurant nie zorientuje się, nie zdąży zapytać prawnika, nie dotrzyma terminu zaskarżenia itp.

Metoda syndyka Marcina Krzemińskiego na przepchnięcie listy wierzytelności z pominięciem wierzyciela

Na podstawie upadłości mojej byłej żony śmiem twierdzić, że syndykowi Marcinowi Krzemińskiemu w upadłościach chodzi ewidentnie tylko o to by przejmować atrakcyjne składniki majątku upadłego takie jak mieszkanie. Każdy wierzyciel to dla niego konkurencja, gdyż przypada mu część środków finansowych pozyskanych ze sprzedaży składników masy upadłości. Syndyk Marcin Krzemiński ewidentnie chciał wyeliminować mnie jako wierzyciela w postępowaniu upadłościowym mojej byłej żony. Byłem dla niego konkurentem w wyścigu po majątek upadłej. Z syndykiem w eliminowaniu mnie jako wierzyciela współdziałała sędzia komisarz Kamila Wasilewska z XIX Wydziału Upadłościowego Sądu Rejonowego dla m. st. Warszawy.

Głównym sposobem jaki urzędnicy układu stosują by wyrolować wierzycieli jest metoda na ogranie ich przy tworzeniu listy wierzytelności upadłego. Starają się wykorzystać niewiedzę zwykłego człowieka o procedurach upadłościowych i stworzyć listę wierzytelności tak by jego wierzytelności na nią nie trafiły. Poniżej przedstawiam chronologię zdarzeń w sprawie upadłości mojej byłej żony:

  1. Była żona ogłosiła upadłość, w której sędzia wyznaczył syndyka Marcina Krzemińskiego. Syndyk Marcin Krzemiński ukrył przed wierzycielami jej upadłość.
  2. Zgłosiłem swoje wierzytelności gdy tylko dowiedziałem się przypadkowo o upadłości mojej byłej żony.
  3. Sędzia komisarz Kamila Wasilewska nadzorująca działania syndyka schowała moje zgłoszenia wierzytelności do „zamrażalki”.
  4. Syndyk Marcin Krzemiński na drugi dzień od powyższego sporządził błyskawicznie listę wierzytelności i jeszcze tego samego dnia podetknął ją upadłej do podpisania.
  5. Mając moje zgłoszenia wierzytelności sędzia Kamila Wasilewska zarządziła natychmiastowe ogłoszenie listy wierzytelności upadłej bez uwzględniania mnie, tak by wyglądało, że lista powstała zanim jeszcze zgłosiłem swoje wierzytelności. Swoje zarządzenie sędzia komisarz wysłała jeszcze tego samego dnia mailem do syndyka Marcina Krzemińskiego.
  6. Syndyk wydrukował zarządzenie sędzi z otrzymanego maila i dał natychmiast ogłoszenie o liście wierzytelności do Monitora Sądowego i Gospodarczego nie informując mnie o niczym. Liczył na to, że nie mam pojęcia o istnieniu MSiG-a i nie zdążę dotrzymać 2-tygodniowego terminu na zaskarżenie listy.
  7. O liście wierzytelności i publikacji w MSiG dowiedziałem się przypadkiem w sądzie podczas wypożyczania akt.
  8. Zamówiłem listę wierzytelności do obejrzenia w sądzie ale lista ta została przede mną ukryta. Nagle wszyscy w sądzie zaczęli twierdzić, że lista wierzytelności jeszcze nie istnieje.
  9. Po kilku dniach sprawdziłem MSiG i znalazłem tam ogłoszenie o złożeniu przez syndyka Marcina Krzemińskiego listy wierzytelności. Jak wskazywały daty na dokumentach była to dokładnie ta sama lista, która rzekomo miała nie istnieć.
  10. Ponownie zamówiłem akta do czytelni sądu żeby zapoznać się z listą wierzytelności. System elektroniczny sądu potwierdził rezerwację.
  11. W wyznaczonym dniu przeglądania akt okazało się, że akta zniknęły. Wtedy zacząłem nagrywać moją wizytę w sądzie telefonem i stwierdziłem, że nie wyjadę z sądu dopóki nie zapoznam się z listą wierzytelności lub nie przyjedzie policja i nie sporządzi notatki ze zdarzenia. Wówczas akta nagle się odnalazły i mogłem zapoznać się z listą wierzytelności. Zgłoszonych przeze mnie wierzytelności na tej liście nie było.
  12. Zaskarżyłem listę wierzytelności ledwo dotrzymując dwutygodniowego terminu na zaskarżenie.

W moim przypadku układowi nie udało się mnie oszukać gdyż znam w pewnym zakresie prawo z racji wykształcenia oraz przestudiowałem dokładnie procedurę upadłościową. Gdyby to trafiło na kogoś mniej zorientowanego to zapewne daliby radę go ograć. Ze mną tak łatwo układowi nie poszło. Jestem jednak przekonany, że takie działania to standard w przypadku syndyka Marcina Krzemińskiego, jego żony syndyk Jolanty Ogorzałek-Krzemińskiej i całej tej kancelarii Wspólnicy Malecha Krzemiński Noga.

Zaliczki syndyka furtką do przejmowania środków finansowych upadłego i okradania wierzycieli

Układ dzięki swoim syndykom przejmuje majątki za ułamek ceny, a wpłacone przy kupnie środki finansowe i odzyskuje w formie wynagrodzeń, kosztów postępowania, kosztów oszacowania, kosztów egzekucyjnych, prowizji, odsetek itp.

Po przejęciu sprawiedliwości w Polsce przez Zbigniewa Ziobro jego zaufany człowiek Piotr Zimmerman znowelizował prawo upadłościowe pod proceder przejmowania majątków. Wynagrodzenie syndyków w Polsce jest teraz w zasadzie nieograniczone. Zatwierdza je sędzia komisarz na wniosek syndyka. Na upadłościach spółek syndycy potrafią wyciągnąć nawet kilka milionów swojego wynagrodzenia. Wynagrodzenie to jest pokrywane z masy upadłościowej, a więc z majątku upadłego. Im więcej wypłaci sobie układ, tym mniej otrzymują wierzyciele. Krótko rzecz ujmując syndycy wypłacając sobie gigantyczne wynagrodzenia okradają wierzycieli.

Ludzie układu nie muszą przy tym czekać na zarobek do końca postępowania. Praktyka jest taka, że syndycy są regularnie zaliczkowani z budżetu sądowego. Według art. 4917 ust. 3 prawo upadłościowe: „W szczególnie uzasadnionych przypadkach sędzia-komisarz przyznaje syndykowi zaliczkę na pokrycie kosztów postępowania oraz zarządza jej niezwłoczną wypłatę tymczasowo ze środków Skarbu Państwa.” Wymieniona w ustawie zaliczka powinna być wypłacana „w szczególnie uzasadnionych przypadkach„, ale ponieważ nie ma ścisłej definicji co to są owe szczególnie uzasadnione przypadki, więc otwiera to furtkę do wypłacania zaliczek bez umiaru.

Wygląda to tak, że syndyk wnioskuje o zaliczkę do sędziego komisarza, a po jej zatwierdzeniu otrzymuje tyle ile chciał lub żeby było bardziej wiarygodnie, trochę mniej. Potem wnioskuje o kolejne zaliczki i tak w kółko kasta sięga po swoją dolę. Oczywiście wypłacają sobie tyle ile się da i jest to bez związku z obrotem spraw w postępowaniu upadłościowym. Później zaliczki są zgodnie z art. 4917 ust. 4 prawa upadłościowego zwracane do budżetu sądu, ale już ze środków finansowych upadłego np. z jego wynagrodzenia za pracę. W efekcie wszelkie środki finansowe wyciągnięte na tzw. zaliczki obciążają rachunek finansowy upadłego, z którego zaspokajani są potem wierzyciele.

Papier do drukarek, segregator i znaczki pocztowe za 5000 złotych wg. syndyka Marcina Krzemińskiego

Moja była żona to nauczycielka WF-u z dwójką dzieci. W jej przypadku syndyk Marcin Krzemiński zawnioskował do sądu o zaliczkę 5000 zł zanim jeszcze ruszył w jej sprawie przysłowiowym palcem. Według wniosku Krzemińskiego te 5000 zł miało być na cyt.: „obsługę administracyjno-biurową, zakup znaczków pocztowych, książki nadawczej, artykułów biurowych (m.in. papier, zakup segregatorów, znaków opłaty sądowej). Do poniesienia będą również kwoty związane z najmem biura.” Trudno to wszystko nazwać szczególnie uzasadnionymi przypadkami. Również sama wysokość zaliczki jest bulwersująca. Wychodzi na to, że mamy w Polsce bardzo drogie znaczki pocztowe, segregatory i papier. Ciekawa jest również pozycja „najem biura„. Czy syndyk Marcin Krzemiński nie mógłby prowadzić takiej prostej sprawy w swojej kancelarii zatrudniającej przecież kilkunastu prawników? Ciekawe czy specjalista od prawa kościelnego syndyk Marcin Krzemiński do wszystkich 95 postępowań upadłościowych, jakie w owym czasie prowadził wynajmował kolejno 95 biur na rachunki upadłych.

Na końcu wniosku syndyka Marcina Krzemińskiego o 5000 zł zaliczki znalazła się zapowiedź wniosków o kolejne zaliczki cyt.: „Jednocześnie syndyk wskazuje, iż w toku dalszego postępowania może znaleźć się w sytuacji braku środków na zaspokojenie kosztów postępowania, zatem nie wykluczony będzie wniosek o określenie kosztów postępowania albo wniosek o kolejną zaliczkę.

Sędzia komisarz Kamila Wasilewska dla picu okroiła syndykowi pierwszą zaliczkę do 3000 zł, żeby nie wyglądało, że dostaje tyle ile mu się podoba. Zatwierdziła wypłatę i kasa na szkodę upadłej i jej wierzycieli została wypłacona. Jak wynika z tego, nie ma niestosowności w wynajmowaniu przez syndyka Marcina Krzemińskiego 95 biura, kupowaniu 800 segregatorów, 700 znaczków pocztowych lub 150 000 kartek do drukarek. Tyle tego można kupić za 3000 zł.

Syndyk Marcin Krzemiński w rozmowach odlatywał na maksa jakby był na haju

Syndyk Marcin Krzemiński ogólnie zachowuje się tak jakby miał poważne problemy psychiczne, a do tego jest bezczelny, arogancki i ma niesamowicie wybujałe ego. To, że taki zwykły kanonista kościelny z maleńkiego miasteczka na Kujawach został namaszczony przez Suwerenną Polskę i Opus Dei na egzekutora wielkiego procederu wypompowało jego ego bardzo wysoko.

Rozmowy telefoniczne z syndykiem Marcinem Krzemińskim były absolutnie rewelacyjne i niezapomniane. Ani razu nie dokończyłem z nim rozmowy normalnie. Od razu, gdy się z nim w czymś nie zgadzałem, prosiłem o wyjaśnienie albo miałem wątpliwości to on się rozłączał i potem już nie odbierał telefonu obrażony. Często popadał przy tym w jakieś stany nerwicowe i odlatywał na maksa jakby był na haju. Przykładowo zaczynał rozmowę normalnie i mniej więcej po 2-3 minutach wpadał w jakiś słowotok i zaczynał gadać w kółko bez końca, jak jakiś nawiedzony kaznodzieja. Coś jakby recytował przydługi wiersz. Nie można mu było wtedy w ogóle przerwać, jakby był w transie. Potem nagle urywał i się rozłączał. Tak sobie myślę, że może to kontakt z sektą Opus Dei przeformatował kanoniście kościelnemu Marcinowi Krzemińskiemu tak mocno psychikę. Wszakże założyciel Opus Dei Josemaría Escrivá de Balaguer spędził kilka lat właśnie w szpitalu psychiatrycznym.

W moim przypadku syndyk Marcin Krzemiński zabronił mi po kilku telefonach dzwonić do siebie oraz do swojej kancelarii WMKN. Był syndykiem w postępowaniu, w którym byłem uznanym przez sąd wierzycielem, a nie mogłem nawet do niego dzwonić. To trochę tak jakby mieć adwokata, z którym nie wolno się skontaktować.

Syndyk Marcin Krzemiński nic nie zrobił, do oddłużenia nie doprowadził ale ogolił biedną nauczycielkę z dwójką dzieci na ponad trzydzieści tysięcy złotych

Upadłość mojej byłej żony toczyła się trzy lata. Przez cały ten czas syndyk Marcin Krzemiński nie zrobił dosłownie niczego poza pojawieniem się na jednej rozprawie związanej z majątkiem upadłej. Przez wszystkie te lata pobierał na rachunek masy upadłości połowę wynagrodzenia biednej nauczycielki z dwójką dzieci. W końcu była żona miała już tego dość i złożyła wniosek o umorzenie postępowania upadłościowego, nawet bez oddłużenia. Zgodnie z jej wnioskiem sędzia referent Danuta Brejtkopf postępowanie upadłościowe po trzech latach umorzyła bez oddłużenia.

Efekt całej trzyletniej upadłości byłej żony był taki, że przez trzy lata syndyk Marcin Krzemiński nie zrobił kompletnie niczego, a wyciągnął dla siebie od biednej nauczycielki ponad trzydzieści tysięcy złotych (18 450 zł wynagrodzenia plus kilkanaście tysięcy zwrotu różnych fikcyjnych kosztów). Wziął dla siebie tyle kasy a palcem nie ruszył w sprawie. Do końca nawet nie rozpatrzył moich wniosków o uznanie wierzytelności.

Jedyna rzecz jaką syndyk Marcin Krzemiński był ewidentnie zainteresowany w całej sprawie to mieszkanie będące współwłasnością moją i byłej żony. Tego mieszkania przejąć nie dał rady bo mu to prawnie uniemożliwiłem, więc potem już się wypiął na sprawę i tylko doił upadłą nic kompletnie nie robiąc. Nawet telefonów nie odbierał – ani od upadłej, ani od jej wierzycieli. Wynagrodzenie syndyka Marcina Krzemińskiego za nic nie robienie zatwierdziła sędzia referent Danuta Brejtkopf z XIX Wydziału Upadłościowego Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy. I tak właśnie się ten biznes upadłościowy kręci. Na upadłości z syndykiem Marcinem Krzemińskim wychodzi się bez oddłużenia i z jeszcze większym zadłużeniem.

Krysza służb nad procederem upadłościowym i syndykiem Marcinem Krzemińskim

Cały proceder upadłościowy układu nadzorowany jest przez ludzi Suwerennej Polski. Jej prezes Zbigniew Ziobro był przez 8 lat Ministrem Sprawiedliwości nadzorującym syndyków i jednocześnie Prokuratorem Generalnym nadzorującym organa ścigania. W efekcie zbudował nad całym procederem kryszę (parasol ochronny) policji, prokuratury oraz sądów karnych. W przypadku syndyka Marcina Krzemińskiego ma on zapewnioną spec-ochronę ze strony Komendy Policji z ulicy Wilczej, Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście oraz wydziałów karnych Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście.

Z kryszą nad całym procederem zderzyłem się po moich skargach na syndyka Marcina Krzemińskiego i nagłaśnianiu procederu w Internecie. Zamknęli mnie za to nawet na 48 godzin w areszcie. Któregoś dnia policja z Wilczej niemalże wywaliła mi drzwi do mieszkania. Przyjechało do mnie dwóch szemranych policjantów: aspirant Łukasz Wawer oraz starszy sierżant Jakub Szerszeński z obstawą policji prewencji. Telefonicznie dowodzeni byli przez starszego aspiranta Marcina Rekusa znanego z licznych absurdalnych zarzutów stawianych po tzw. miesięcznicach smoleńskich.

Po dwóch dobach aresztu przewieziono mnie do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście, gdzie byłem przesłuchiwany i zastraszany przez prokurator Annę Dawiskiba. We wszystkich tych szykanach uczestniczyła adwokat z kancelarii syndyka Marcina Krzemińskiego WMKN – Anna Gniewkowska. Jak się potem zorientowałem adwokat Anna Gniewkowska pełniła rolę jakby łącznika pomiędzy działaniami policji a syndykiem Marcinem Krzemińskim i jego kancelarią WMKN. Musiałem być nie pierwszym figurantem dojeżdżanym przez ochroniarzy układu bo adwokat Anna Gniewkowska nadzwyczaj dobrze znała się ze starszym aspirantem policji Marcinem Rekusem.

Proceder upadłościowy musi być mega-dochodowy i ważny dla Suwerennej Polski, gdyż w moim tylko przypadku prowadzono nadzwyczaj szeroko zakrojone działania, w których uczestniczyły trzy prokuratorki: prokurator Iwona Gromadzka oraz dwie prokuratorki dobrej zmiany sprowadzone przez Zbigniewa Ziobrę z głębokiej prowincji: Katarzyna Niemiec-Rudnicka z Jasła oraz Anna Dawiskiba (przed rozwodem – Anna Kornacka) z Prokuratury Rejonowej w Łobzie.

Na koniec spreparowali mi zarzuty i zrobili mi sprawę karną w sądzie o obrazę syndyka Marcina Krzemińskiego. Do całej sprawy „wylosowali” sędzię Magdalenę Dziekańską. To żona prokuratora Michała Dziekańskiego, który za czasów Zbigniewa Ziobro mianowany został rzecznikiem Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Sędzia Magdalena Dziekańska ma w swoim życiorysie postanowienia wychodzące na przeciw zapotrzebowaniu Prawa i Sprawiedliwości oraz przełożonych jej męża z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Masz informacje dotyczące powyższego artykułu? Skontaktuj się!

Udostępnij ten artykuł:
Don`t copy text!